Dzisiaj wybrałem się do Przystajni. Tym razem samemu. Średnia jazdy wyszła mi 23,9 km/h - jestem zadowolony chociaż mogło być lepiej. Temperatura na dworze była lekko męcząca. Jedyne chwile wytchnienia były w czasie przejeżdżania przez lasy. U celu podróży - w Przystajni podczas odpoczynku zapauzowałem śledzenie GPS i dopiero po przejechaniu 10 km sobie o tym przypomniałem. Dlatego też track z wycieczki może być i pewnie będzie nieco zakłamany. Podsumowując wypad: - Dość zmęczone nogi, - Odpadająca szyja. Muszę chyba popracować nad mięśniami podtrzymującymi głowę. Później wrzucę jakieś bezsensowne zdjęcia, które cyknąłem podczas podróży i tracka z GPSa. Muszę dostać sie pod jakieś Wi-Fi. :)
W tym miesiącu ćwiczeniowcy i wykładowcy skutecznie przeszkadzali w wychodzeniu na rower dłużej niż "do slepu". Ale przynajmniej sesja skończona a praca dyplomowa obroniona. Bez stresu na głowie udałem się na Masę, ale niestety rower zdefektował niemal na samym jej początku. Na kapciu dojechałem do erowerów na ogrodowej z nadzieją, że tam dopompuje oponę i jakoś dotrwam do końca, lecz musiałem pocałować klamkę - było po 6. Nie było innego wyjścia jak tylko wrócić pieszo do domu. Tak zakończyła się dla mnie czerwcowa masa.
Zdjęcie: Oparty na kierownicy, żeby odciążyć przebitą tylną oponę.
Drugi udział w Masie Krytycznej za mną. Magia znowu zadziałała - rozpadało się dopiero przed powrotem do domu. Poniżej wykonany przeze mnie plakat na 63 Masę.